- Zaczynało się od tego, że staliśmy na przeciwległych brzegach Brynicy i trochę się obrażaliśmy, wyzywając od "pierońskich hanysów" i "wrednych goroli". Czasem w ruch szły też kamienie i proce. Po takim początku znajomości emocje najlepiej rozładowywał mecz - opowiadał nam Władysław Siech, który związał swoje życie z Sosnowcem.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.