Tłumne, pierwszomajowe pochody, odeszły do historii wraz ze zmianą ustroju w Polsce. W PRL-u były manifestacją jedności klasy robotniczej i drugim, po święcie odrodzenia Polski (22 lipca) w hierarchii ważności świat państwowych. Obecność na pochodzie była obowiązkowa, ale wiele osób potrafiło ten nakaz skutecznie omijać.
W pochodzie obowiązywała ścisła hierarchia: na czele szedł zwykle poczet sztandarowy Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, za nim kadra kierownicza partii, przodownicy pracy, dopiero potem przedstawiciele zakładów pracy, organizacji społecznych, na końcu młodzież. Manifestanci nieśli biało-czerwone flagi i czerwone szturmówki, portrety przywódców ruchu robotniczego i obowiązujące hasła propagandowe. Kulminacyjnym momentem był przemarsz przed trybuną honorową, potem pochód się rozchodził. Pochodom w PRL-u towarzyszyły często kiermasze i festyny. Na stragany rzucano towary niedostępne w sklepach, co zapewniało dużą frekwencję.
Dzisiaj pierwszomajowe pochody to tylko cień uroczystości, jakie niektórzy pamiętają jeszcze z czasów PRL-u. Zwykle ograniczają się do składania kwiatów pod pomnikami związanymi z wydarzeniami i bohaterami ruchu robotniczego. W naszym regionie największe pochody pierwszomajowe organizowane są w Sosnowcu. W tym roku przyszło kilkaset osób, a w pochodzie wzięli m. in. udział były prezydent Sosnowca Kazimierz Górski oraz Zbyszek Zaborowski, wiceprzewodniczący SLD. Pochód o godz. 12 wyruszył spod urzędu miejskiego do Parku Sieleckiego, gdzie kiedyś znajdował się Pomnik Czynu Rewolucyjnego
Wszystkie komentarze