Sączkowie w barwach sosnowieckiego klubu rozegrali łącznie 455 meczów, w których zdobyli 64 bramki. Młodszy z braci, Wojciech, z 382 meczami i 55 golami, zapewne jeszcze długo pozostanie rekordzistą sosnowieckiego klubu pod względem liczby występów w oficjalnych rozgrywkach ligowych i Pucharu Polski.
Bracia nie byli wychowankami Zagłębia, obaj uczyli się grać w piłkę w LZS-ie LOT Konopiska. Działaczem tego klubu był ich ojciec, były koszykarz i biegacz.
Pierwszy do zagłębiowskich klubów trafił Zbigniew, który w latach 1972-73 grał w RKS-ie Grodziec. – Chciałem grać w górniczym klubie, bo nie chciałem iść do wojska, tylko studiować – wyjaśnia.
W 1974 roku Zbigniew przeszedł do drugoligowego Górnika Wojkowice, który prowadził Władysław Siech, były piłkarz Zagłębia. To właśnie Siech polecił starszego z braci do Zagłębia, które trenowali wtedy Jan Liberda i Kazimierz Trampisz, byli reprezentacyjni piłkarze Polonii Bytom.
W barwach Zagłębia Zbigniew Sączek zadebiutował 9 marca 1975 r. w wygranym (1:0) meczu z Gwardią Warszawa. Pierwszego ligowego gola dla zespołu z Sosnowca strzelił 20 września 1975 roku w wygranym (3:1) meczu z ŁKS Łódź. W 1977 roku strzelił zwycięską bramkę w finale Pucharu Polski, w którym Zagłębie wygrało 1:0 z Polonią Bytom.
W sosnowieckiej drużynie grał z tak znanymi piłkarzami jak Władysław Grotyński, Włodzimierz Mazur, Wojciech Rudy. – Jednak najlepszym piłkarzem Zagłębia był Andrzej Jarosik, którego podziwiałem. Niestety z nim nie zagrałem. Pół roku przed moim przyjściem wyjechał do Francji - wspomina. Ogółem w I lidze rozegrał 163 mecze, w których strzelił dziewięć bramek.
Zbigniew Sączek sześciokrotnie wystąpił w reprezentacji Polski B, nazywaną też olimpijska, którą prowadził Ryszard Kulesza. Grał w niej m.in. z Pawłem Janasem i Mirosławem Bulzackim. – Najbardziej utkwił mi w pamięci wyjazd do Korei Północnej, gdzie rozegraliśmy trzy mecze. Spotkaliśmy tam grupę chłopców i dziewczyn, którzy maszerowali równo jak żołnierze i śpiewali dla nas głośno piosenki. Byłem zaskoczony ich dyscypliną – wspomina.
Starszy z braci Sączków był też powoływany przez selekcjonera kadry Jacka Gmocha na konsultacje na Stadionie Śląskim, gdzie spotkał Grzegorza Latę, Andrzeja Szarmacha, Jana Tomaszewskiego, Roberta Gadochę czy Adama Nawałkę. – Wtedy to była elita polskiej piłki. Mam taką własną klasyfikację, w której Włodzimierz Lubański, to najlepszy w historii napastnik. Zbigniew Boniek to najlepszy polski piłkarz, a Kazimierz Dejna to piłkarski artysta. Tych wszystkich piłkarzy spotkałem na swojej drodze – nie kryje satysfakcji.
Ostatni mecz w Zagłębiu rozegrał w 1981 roku. Następnie doznał kontuzji kolana. Przerwał karierę i rozpoczął pracę z juniorami sosnowieckiego klubu. W 1983 roku, tuż po stanie wojennym, dzięki pomocy Eugeniusza Wiencierza, byłego obrońcy Zagłębia, wyjechał do Francji, gdzie został piłkarzem CO du Puy. W sezonie 1983/1984 awansował z tym klubem do Division 2. W CO du Puy grał do 1985 roku. – Zarabiałem tam dużo więcej niż w Zagłębiu, ale w porównaniu z średnimi zarobkami we Francji nie były to jakieś wielkie kwoty. A już na pewno nie dało się ich porównać z zarobkami Pawła Janasa i Andrzeja Szarmacha, którzy grali wtedy w pierwszoligowym AJ Auxerre – wyjaśnia.
Po zakończeniu kariery piłkarza został szkoleniowcem. Był asystentem trenera w Górniku Sosnowiec. W sezonie 1988/1989 wspólnie z Marianem Chabrzykiem wprowadził Wartę Zawiercie do klasy okręgowej. Następnie trenował piłkarki Zagłębianki Dąbrowa Górnicza, z którymi zdobył mistrzostwo Polski w 1990 roku. W połowie lat 90. prowadził juniorów Zagłębia Sosnowiec, trzecioligową Unię Oświęcim i Przemszę Siewierz. W 2014 roku LOT Konopiska – z młodszym bratem w składzie – wprowadził do czwartej ligi. Pracę szkoleniową łączył z pracą nauczyciela wychowania fizycznego w sosnowieckim Zespole Szkół Zawodowych.
W ślady starszego brata poszedł z czasem Wojciech Sączek, który w ciągu prawie dwudziestu lat rozegrał w barwach Zagłębia 382 oficjalne mecz na czterech ligowych szczeblach rozgrywek oraz w Pucharze Polski. Następny w klasyfikacji jest Roman Bazan, który ma na koncie 379 meczów.
Wojciech Sączek – który wkrótce odchodzi na emeryturę – należy do nielicznych piłkarzy sosnowieckiego klubu, których prawie cała kariera piłkarska i szkoleniowa jest związana z Zagłębiem. Od 25 lat szkoli młodzież Zagłębia, a jego wychowankami są ekstraklasowi piłkarze: Marcin Drzymont i Dawid Ryndak.
Do Zagłębia – z polecenia brata – trafił w 1978 roku. Na początku była to rezerwa, którą prowadził były zasłużony piłkarz Zagłębia Czesław „Prezes" Uznański. – Taka była umowa pomiędzy mną i klubem, że zaczynam od zespołu rezerw. Jednak to już był duży awans. Nie tylko sportowy, bo przychodziłem z drużyny A-klasowej, ale także finansowy, bo zarabiałem dwa razy tyle co mój ojciec, który był głównym księgowym i miał pensję 3 tys. zł – wspomina.
Po przyjedzie do Sosnowcu mieszkał u brata, a gdy się ożenił, to dojeżdżał z Konopisk. Często „stopem". Dopiero z czasem klub dał mu mieszkanie i mógł z rodziną zamieszkać w Sosnowcu.
Okazał się zawodnikiem uniwersalnym. Mógł grać jako napastnik, pomocnik lub obrońca. Przy wzroście 172 cm ważył niewiele ponad 60 kg. – Szczupły, zwinny i szybki zawodnik. Niedostatki w warunkach fizycznych nadrabiał sprytem. Wszechstronny piłkarz, w zależności od potrzeb potrafił zagrać na każdej pozycji. Ceniony przez każdego szkoleniowca i kibiców za skuteczną grę – zachwalał młodszego z Sączków Józef Gałeczka, nieżyjący już były piłkarz i trener Zagłębia, u którego debiutował Wojciech Sączek.
Młodszy z braci niewiele pograł w rezerwach, bo już 29 października 1978 w meczu z Gwardią Warszawa w Sosnowcu zadebiutował w pierwszej lidze. Pierwszego gola zdobył 25 sierpnia 1979 w wygranym (3:1) w Sosnowcu meczu z Lechem Poznań. Zagrał wtedy w ataku, a brat w pomocy. Za najlepszy mecz uważa wygrane (3:1) spotkanie z Gwardią Warszawa, w którym zdobył dwie bramki.
Z kolegów z drużyny za najlepszego piłkarza uważa Jana Urbana. Ceni trenerów Zbigniewa Mygę i Gałeczkę oraz Andrzeja Strejlaua. – Andrzej Strejlau podkreślał, że piłka nożna to prosta gra, ale przy tym bardzo zwracał uwagę na taktykę. Był w tym perfekcyjny – wspomina. Wojciech Sączek był powoływany na konsultacje reprezentacji olimpijskiej, która przygotowywała do Igrzysk Olimpijskich w Los Angeles w 1984 roku. W zespole prowadzonym przez Henryka Apostela znalazł się m.in. obok Jerzego Wijasa, Krzysztofa Barana i Marka Chojnackiego. Polska, ze względów politycznych, olimpiadę w USA zbojkotowała, a kadra zastała rozwiązana.
Jesienią 1989 roku Wojciech Sączek wyjechał do Francji, gdzie występował w czwartoligowej drużynie ESA Brive, z którą awansował do trzeciej ligi. Do dziś nie zerwał kontaktów z Francją, bo w Paryżu mieszka jego córka Monika, absolwentka Sorbony, która wyszła za mąż za Francuza. U podnóża francuskich Alp osiedlił się też Michał, syn byłego piłkarza Zagłębia.
Po powrocie z Francji młodszy z Sączków miał krótki epizod w Łazowiance Łazy. Do odradzającego się Zagłębia powrócił w 1995 roku. Z drużyną z Sosnowca awansował z klasy okręgowej do IV ligi, a potem – w 1998 roku – do III ligi. W „nowym" Zagłębiu zagrał 86 meczów, w których zdobył 41 goli. Karierę zakończył, mając już 40 lat. Jeszcze jako czynny zawodnik rozpoczął pracę szkoleniową z młodzieżą w Zagłębiu, i robi to do dzisiaj. Obecnie pracuje w roli szkoleniowca w klubowej Akademii Zagłębia.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze