Fot. Grzegorz Celejewski/Agencja Wyborcza.pl
Suwnicowi dąbrowskiego Cutironu w niszczeniu czołgów doszli do takiej wprawy, że ważącą ponad 6 ton stalową kulą bez problemu trafiali potem w zegarek - przypominamy archiwalne zdjęcia Grzegorza Celejewskiego z 1992 roku.
Działające w dąbrowskiej dzielnicy Piekło Przedsiębiorstwo Przerobu i Obrotu Złomem Metali HK-CUTIRON [obecnie CUTIRON Shared Service Centre Europe] na początku lat 90. XX wieku było miejscem złomowania sprzętu wojskowego w ramach traktatu CFE. Od 1992 do 1995 roku polska armia pozbyła się 1120 czołgów, 301 wozów bojowych, 741 dział i 61 samolotów. Całe uzbrojenie polskich wojsk lądowych niszczone było właśnie w należącym do Huty Katowice Cutironie.
W tym celu w Cutironie opracowano technologię, która nazwano później 'polską metodą': za pomocą dźwigu suwnicowego przenosili korpusy czołgów do żelbetowego kafara o wysokości 8. Tam z czternastu metrów za pomocą elektromagnesu 20 razy zrzucali na czołg ważącą ponad sześć ton stalową kulę.
W innych krajach broń niszczono za pomocą palników. - To niebezpieczne i nieekologiczne - wyjaśniał nam wtedy Andrzej Orędarz, ówczesny dyrektor produkcji w Cutironie. - Nasi suwnicowi doszli do takiej wprawy, że trafiają kulą w zegarek - podkreślał.
Wszystkie komentarze